Rockowo-chilloutowy listopad w BB

Początek listopada to szczególny czas.
Pierwsze skojarzenie: jesienna melancholia i poświata płonących zniczy. Mgła otula drzewa, liście tracą swoje barwy...
Wybieram się do Jaworza żeby uwiecznić na zdjęciach ostatki złotej jesieni. Już niedługo drzewa będą przecież zupełnie nagie i co gorsza pokryte śniegiem.

Jaworze, graniczące z Bielskiem, było kiedyś znanym uzdrowiskiem (za czasów świetności rodziny hrabiowskiej Saint-Genois d'Anneaucourt czyli jakieś 150 lat temu). Wciąż jest tam bardzo przyjemnie - malowniczy park, fontanna z solanką termalną, amfiteatr. Miłośnicy wycieczek górskich mogą z Jaworza wyruszyć na Błatnią, Klimczok czy Szyndzielnię.
Wzgórze Goruszka to moje ulubione miejsce w tamtych okolicach. Pośród drzew stoi okrągła glorieta z XVIII w.
Na wzgórzu jest wyjątkowo romantycznie, o czym świadczą niezliczone wyznania miłosne zapisane (bądź wyryte) na kolumnach gloriety. Mogłabym tam siedzieć cały dzień i rozmyślać o niczym. Szkoda tylko, że listopadowa pogoda daje popalić. Wieje niemiłosiernie!








W drodze powrotnej zatrzymujemy się w cukierni Mrowiec - mają tam najlepszy kołacz (albo jak kto woli - kołocz śląski:)) z serem i makiem. Z zewnątrz wszystko wygląda niepozornie - niewielki dom, pies ujadający przy budzie i kręta droga dojazdowa. Za to wypieki mają naprawdę przepyszne! Kołacz jest najlepszy pierwszego dnia - świeżutki, delikatny, z naprawdę dobrą kruszonką. Ciężko poprzestać na jednym kawałku!
Podaję adres, na wszelki wypadek. Może ktoś kiedyś będzie w okolicy.

Zakład Piekarniczo-Cukierniczy J. i M. Mrowiec
ul. Groszkowa 308
43-384 Jaworze

 Mały kołacz makowo-serowy


W piątkowy wieczór bielska Starówka zapełnia się ludźmi. Wydaje mi się, że miasto ożyło ostatnimi czasy. Dobrze, dobrze, oby tak dalej!
Spotykamy się przed Rock Galerią, zwaną najzwyczajniej Rockiem. Przed 18.00 knajpa pęka w szwach, nie ma ani jednego wolnego stolika (nie liczę oczywiście tych na zewnątrz :)). Podcienia kamienicy służą latem za ogródek i najczęściej wszystkie miejsca na zewnątrz są wtedy pozajmowane. W chłodniejsze dni wprawdzie świecą pustkami, ale za to wnętrze lokalu jest wypełnione ludźmi. Ludźmi spragnionymi piwa, które kosztuje w Rocku jakieś 5 zł i nie rujnuje portfela.
Trudno, nie ma miejsca. Schodzimy więc do podziemi, do siostrzanej knajpy o wdzięcznej nazwie Chillout. Całkiem klimatyczne wnętrze, niewielkie, przytulne. Lustra na ścianach, rozmieszczenie lóż i bordowe siedziska kojarzą mi się trochę z wnętrzem orientalnego pociągu. Kwiecisty deseń na tapecie, ciężkie zasłony i kolorowe lampki... Nad stolikami wiszą duże, pomarańczowe lampy z papieru i pokaźna kolekcja zdjęć sławnych ludzi. Nade mną półnagi Jim Morrison!
Ceny takie jak w Rocku, czyli bardzo przystępne. Bez wyrzutów sumienia można wpaść na piwo (albo i kilka). Żeby wypić drinka też nie trzeba napadać na bank. Takie knajpy lubię!
W okolicach 20.00 nie ma gdzie palca wcisnąć, tłoczymy się w naszej niewielkiej loży, fajnie jest.
Godziny uciekają zbyt szybko, tak samo jak zbyt szybko opróżniają się szklanki, kufle i butelki. W Bielsku-Białej czas nie mija już tak leniwie jak kiedyś. A może to moje życie się zmieniło i zaczęło toczyć się szybciej? Piątkowy wieczór spędzony z fantastycznymi ludźmi w "pociągowym" pubie to prawdziwy chillout i chwila oddechu od pędzącego świata. Oby takie wieczory zdarzały się jak najczęściej!

Piwo: 5 zł
Wino (100 ml), shot dowolnego alkoholu: 5 zł
Woda, sok, coca-cola itp. : 3 zł  

Chillout Pub (pod Rock Galerią)
ul. Rynek 4
43-300 Bielsko-Biała






2 komentarze:

  1. Oj bywało się w Chillout'cie;) Same dobre wspomnienia.
    A co do Neo- myślałem o tym, ale do końca nie jestem przekonany. Mam koło ze stali i wypadałoby go zdać. Poza tym nie podoba mi się trochę, że nie ma ścisłego harmonogramu, który wypełniłby dwa dni od rana do wieczora. Takie balansowanie i tracenie czasu na nic- nie przemawia do mnie. A Ty zamierzasz tam zajrzeć?

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc wciąż się nad tym zastanawiam... Raczej mnie nie będzie w Bielsku w tym terminie. Jeśli jednak będę to może zajrzę, ale - tak jak napisałeś - brak ścisłego harmonogramu jest trochę odstraszający :)
    A Chillout to naprawdę fajna knajpa, nie wiem dlaczego nie bywałam tam wcześniej. To pewnie przez Rocka - zawsze był naszym stałym miejscem spotkań :)

    OdpowiedzUsuń