Posty, które postanowiłam tutaj zamieścić w formie pamiętnika, mają na celu pokazać Wam co można zobaczyć, zjeść i przeżyć w Paryżu w zaledwie parę dni. Trzy dziewczyny, trzy szalone koty, mnóstwo dobrego jedzenia i wina, jeszcze więcej zakręconych przygód i jedno z najbardziej magicznych miast w Europie - zapraszam na wycieczkę!
SOBOTA
Ciepły, sobotni poranek. Kraków śpi, osnuty mgłą. Biegnę na przystanek autobusowy, cała zlana potem, ciągnę za sobą nieszczęsną walizkę. Autobus odjeżdża o 3 minuty za wcześnie zostawiając mnie, zdziwioną, na środku skrzyżowania. Spanikowana wyciągam telefon w celu zamówienia taksówki, na szczęście komunikacja miejska działa sprawnie i po chwili nadjeżdża kolejny autobus. Przed 8 jestem już u Ani. Pół godziny później wrzucamy nasze bagaże do samochodu i wyruszamy w kierunku Katowic.
Na lotnisku modlę się, żeby mój "duży bagaż podręczny" nie okazał się za duży... Mierzyłam naszą walizkę kilka razy, ale mimo wszystko boję się, że może okazać się zbyt kolosalna, żeby uznać ją za bagaż podręczny. W końcu dwie baby jadą na 5 dni do Paryża! Na szczęście nasza wielka torba nie wzbudza większych podejrzeń i punktualnie w południe jesteśmy już na pokładzie samolotu.
W czasie podróży buzie nam się nie zamykają. Ciężko uwierzyć w to, że ten czas tak szybko minął i już jesteśmy w drodze do Paryża! Żeby nie było zbyt różowo, gdzieś nad Niemcami pilot ogłasza, że właśnie wlecieliśmy w strefę turbulencji. Cudownie... Rzuca nami jak na karuzeli w wesołym miasteczku, ale nam wcale wesoło nie jest. Ulgę odczuwamy dopiero wtedy, kiedy koła potężnej maszyny dotykają ziemi na lotnisku w Beauvais.
Jesteśmy na francuskiej ziemi, całe i zdrowe! Wraz z wielką kolonią innych podróżujących zmierzamy w stronę busa, który zawiezie nas na Porte Maillot, do Paryża. Kupujemy bilety u sympatycznego pana w kasie i ustawiamy się w gigantycznej kolejce do autobusu. W międzyczasie zjadamy nasz pierwszy posiłek we Francji - snickersy z automatu. Po stresie związanym z turbulencjami nic tak dobrze nie smakuje!
Podróż autokarem trwa mniej więcej godzinę i 15 minut. Naszym oczom ukazuje się wielkie miasto, nad którym gdzieś w oddali góruje Wieża Eiffla...
Natalia w granatowym płaszczyku, z długimi blond włosami, czeka na nas na dworcu. Jak dobrze jest się w końcu spotkać! Te cztery miesiące minęły tak szybko, że odnoszę wrażenie jakbyśmy nie widziały się zaledwie tydzień. Trochę zmęczone podróżą i lekko oszołomione ogromem wrażeń schodzimy w podziemia, żeby kontynuować wycieczkę najpopularniejszym w Paryżu środkiem transportu. Superszybkie metro, bo o nim mowa, pozwala nam w kilkanaście minut dotrzeć na docelowy przystanek - La Chapelle.
Natalia mieszka w dzielnicy hinduskiej. Zmierzając do mieszkania, w którym spędzimy najbliższe dni, mijamy sklepy z indyjską odzieżą i jedzeniem. Czuję się jak w Delhi!
Kamienica jest bardzo klimatyczna. W korytarzu pachnie kadzidełkami, a do mieszkania prowadzą strome, drewniane schody. Samo mieszkanie zasługuje na opisanie w osobnym poście, naprawdę! Jest własnością starszej, bardzo sympatycznej pani, która posiada trzy koty, mnóstwo książek, antyków, bibelotów i instrumentów muzycznych. Istne szaleństwo! W naszym pokoju, poza wielkim łóżkiem, jest pianino, dwie pary skrzypiec, milion książek i gigantyczne lustro w ozdobnej ramie.
Czas na naszą pierwszą, francuską kolację! Natalia przygotowała specjalnie dla nas quiche lorraine - tradycyjną, francuską potrawę z boczkiem, jajkami, śmietaną i serem. Quiche wygląda i smakuje obłędnie! Do tego wino, rozmowy i towarzystwo szalonych kotów - Mimi, Felixa i Grossarda. Ten ostatni jest chyba najsympatyczniejszy i najładniejszy (mimo że ma tylko jedno oko).
Na deser oczywiście sery (rozpływający się w ustach Camembert!) i ciasteczka. Jestem w niebie...
Mimo podróży nie zamierzamy spędzać sobotniego wieczoru w domu (toż to grzech!). Wraz ze znajomymi Natalii udajemy się na zwiedzanie paryskich klubów (część pierwsza naszego Paris by night :)). "Wycieczka" kończy się o świcie, a na naszej liście rzeczy koniecznych do zobaczenia/zrobienia w Paryżu możemy odhaczyć konwersacje po francusku, tańce w dzikim tłumie, zjedzenie w nocy przepysznej kanapki z serem, szynką i pomidorami (na chrupiącej bagietce) i parę innych, wesołych wydarzeń :)
Plakat na drzwiach do toalety :)
Bardzo zły i niedokarmiony kot ;)
NIEDZIELA
Po typowym, francuskim śniadaniu i kubku mocnej kawy (w godzinach niezbyt śniadaniowych) jedziemy zobaczyć symbol Paryża - Wieżę Eiffla. Nasz nowy towarzysz wycieczki, Fabien (butelka bardzo zimnej coca-coli) ratuje nam życie po krótkiej i intensywnej sobotniej nocy.
Docieramy na Trocadéro. Wieża Eiffla zapiera dech w piersiach! Kwitnący bez i drzewa w kolorze świeżej zieleni kontrastują z ciemnymi chmurami nad miastem. Wieża ma 324 m wysokości i w rzeczywistości wygląda jeszcze piękniej niż na zdjęciach. Nie mogę uwierzyć w to, że budowla miała być rozebrana! Przecież to najsłynniejszy symbol Paryża (i Francji w ogóle).
W oddali nowoczesna dzielnica La Défense
Kierujemy się w stronę Champ-de-Mars. Pogoda niestety z minuty na minutę jest coraz gorsza... Zatrzymujemy się pod Wieżą Eiffla, gdzie w niewielkiej piekarni (a raczej budce) Ania kupuje swojego pierwszego croissanta. Deszcz zaczyna padać, a my zaplanowałyśmy jeszcze spacer po Champs-Élysées, więc musimy się sprężać. W niewielkiej piekarni kupujemy jeszcze jednego croissanta i chrupiącą bagietkę. Sufit piekarni przypomina niebo, a między chmurami latają skrzydlate bagietki, rogaliki i francuskie słodkości. Ślinka cieknie na sam widok kanapek, tartinek, tart i torcików...
Mijamy Łuk Tryumfalny i jesteśmy na Champs-Élysées, otoczone eleganckimi sklepami i równie eleganckimi przechodniami. Leje jak z cebra. Jesteśmy już całkiem przemoczone, zmierzamy więc w kierunku tabliczki z napisem Metropolitain. Mijamy Ladurée , gdzie można kupić słynne macarons (makaroniki) - maleńkie ciasteczka z rozpływającym się w ustach nadzieniem, które są dostępne chyba we wszystkich możliwych smakach!
Wracamy do domu przemoczone do suchej nitki. Od progu wita nas zapach tarty z cukinią i kozim serem, którą specjalnie dla nas przygotowała pani domu, czyli nasza hôtesse. Tarta jest przepyszna, kruchutkie ciasto rozpływa się w ustach. Rozgrzewamy się ciepłą herbatą, wskakujemy w wygodne ciuchy i spędzamy wieczór z kubkiem lodów Häagen-Dazs o smaku dulce de leche (gdzie delikatna śmietanka miesza się z wyrazistym karmelem) przy filmie "Niebo nad Paryżem" ("Paris"). Magiczny wieczór w magicznym mieście... Czego chcieć więcej?
Jak miło jeszcze raz poczuć cudowny klimat Paryża, przypomnieć sobie obraz 3 ogromnych kotów, które przy każdej możliwej okazji wkradają się do pokoju w niepowtarzalnym mieszkaniu w hinduskiej dzielnicy i wspomnieć smak serów, wina i lodów Haagen-Dazs.. :) Pozdrawiam, Gosia ;)
OdpowiedzUsuńNiezapomniane przeżycia! Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócimy :)
UsuńŚwietna relacja prosto z Paryża :) czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji apeluję o usunięcie weryfikacji obrazkowej, te koślawe literki doprowadzają mnie do szewskiej pasji :) Ustawienia -> posty i komentarze -> wyłącz weryfikacje obrazkową Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie!
UsuńWeryfikacja usunięta, dzięki za zwrócenie uwagi :)
Jakie pyszności! Croissanty <3
OdpowiedzUsuńJuż mi ich brakuje! Chyba jutro pobiegnę do Charlotte albo do Małej Francji po croissanta i bagietkę (za które pewnie słono zapłacę, ale czego się nie robi żeby poczuć odrobinę Paryża w Krakowie ;))
UsuńPoczułam się jakbym tam była z Tobą, od pierwszych chwil POWER - kluby :), ciekawe jak upłynęły dalsze dni* w Paryżu, opisuj więc dalej :)
OdpowiedzUsuńDZ
Dziękuję za miłe słowa :) Oczywiście relacja z kolejnych dni w Paryżu już niedługo się pojawi!
UsuńNahhh, jak Ci zazdroszczę. Paryż wiosną- chyba nie ma nic piękniejszego.
OdpowiedzUsuńUwielbiam quiche. Pamiętam jak pierwszy raz spróbowałem tego dania i nie mogłem zidentyfikować co to jest: jajecznica, ciasto czy tarta.
pozdrawiam,
SG
Pogoda nie była dla nas zbyt łaskawa, ale mimo wszystko Paryż jest piękny (nawet w deszczowy dzień). Masz rację, quiche smakuje trochę jak jajecznica z boczkiem, trochę jak tarta i trochę jak ciasto :) Aż mam ochotę znowu zjeść kawałek...
UsuńPozdrawiam :)
Każdy człowiek ma podobno dwie ojczyzny jedną jest jego własna drugą Francja.Powiedział toHenri de Bornier i miał rację. Wyobrażasz sobie Gouramande mieć takie cudowne mieszkanie w Paryżu gdzieś w starej kamiennicy na poddaszu ech marzenie. Cudownie opisałaś sową podróż do tego miasta.
OdpowiedzUsuńA co do śniadań i kuchni polecam Ci książki Mireille Guiliano Francuzki nie tyją i Francuzki na każdy sezon wraz z jadłospisami na całe tygodnie mi te dwie książki uratowały życie. Naprawdę polecam.
http://www.empik.com/francuzki-nie-tyja-guiliano-mireille,357964,ksiazka-p
Marzenia są po to, żeby je spełniać ;) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę do Paryża! A póki co żyję wspomnieniami i staram się przekazać Wam chociaż maleńką ich część.
UsuńDziękuję za polecenie mi książek! Słyszałam o nich, ale jeszcze nie miałam okazji przeczytać żadnej z wymienionych przez Ciebie pozycji. Nadszedł czas żeby nadrobić zaległości! A jutrzejszego śniadania już nie mogę się doczekać; czeka na mnie croissant z czekoladą (zakupiony wprawdzie w pobliskiej piekarni, ale zawsze coś:)) i malinowe konfitury prosto z Francji :)
No to pozostaję mi życzyć Ci smacznego i milej lektury.Zapomniałam napisać, że zrobiłaś piękne zdjęcia podoba mi się zwłaszcza to pierwsze zdjęcie z wieżą Eiffla. Chciałabym mieć taki obraz w moim pokoju. Pozdrawiam ciepło.
UsuńMerci beaucoup ;)
UsuńCoraz więcej pozycji o kuchni, kulturze i historii Francji gromadzi się w moim notesiku Książek, Które Trzeba Przeczytać. Dobrze, że wakacje już za pasem, nadrobię zaległości :)
s'il vous plaît
UsuńAmicalement ;-)
Miałam napisać Voila a nie s'il vous plait . przepraszam za błąd ;-)
Usuń"Ten ostatni jest chyba najsympatyczniejszy i najładniejszy (mimo że ma tylko jedno oko)." Widzę, że nawet w Polsce dopisuje Ci "czarny-méchant" humor :)
OdpowiedzUsuńO tym i o innych motywach przewodnich Waszej wizyty w Paryżu już niedługo powspominamy przy kawie w Bunkrze! :)
Ściskam!
Oj tak, "czarny-méchant" humor dopisuje! Zapewne francuskie bagietki, sery i wino tak na mnie wpłynęły ;)
UsuńMam nadzieję, że poczujemy chociaż trochę klimat paryskiej kawiarenki siedząc w słoneczny dzień w Bunkrze!
Całuję!
Zazdroszczę, zazdroszczę iiii jeszcze raz zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuń