Weekend in Graz - part 1

Wypad do Grazu zaplanowaliśmy na grudzień 2014 r., dokładnie na weekend mikołajkowy. Nasza koleżanka przebywała w tym czasie na Erasmusie w tym austriackim mieście. Mimo że pogoda nie do końca nam dopisała, to jednak dla każdego z nas był to naprawdę udany wyjazd. Przede wszystkim dlatego, że odwiedziliśmy Izę. I zwiedziliśmy piękne miasto. I uśmialiśmy się do łez. Oby jak najwięcej więcej wypadów w takim gronie!

W czwartek wieczorem spotkaliśmy się w mieszkaniu Justyny i Patryka i stamtąd wyruszyliśmy samochodem do Austrii. Podróż zajęła nam mniej więcej 7 godzin, które minęły nam bardzo szybko (głównie dzięki szalonej disco playliście :)) W samochodzie mieliśmy małą dyskotekę, duży zapas jedzenia i kupę śmiechu. Połączenie idealne.

Iza czekała na nas z wielkim garnkiem gorącej zupy i butelką wina na dobre spanie. Powitaniom i uściskom nie było końca. Po ciepłym posiłku zasnęliśmy jak dzieci pod ciepłymi kocykami i puchową pierzyną, żeby o poranku obudzić się i wyruszyć do miasta.

PIĄTEK - DZIEŃ PIERWSZY

Piątkowy poranek zaczynamy standardowo od kawy i śniadania. Na szczęście nie pada, więc przed południem spacerem udajemy się w kierunku starówki. Przecinamy park i po kilkunastu minutach podziwiamy już piękne Mauzoleum i typowo austriacką architekturę.






Przemieszczamy się powoli w kierunku rzeki Mury, nad którą położony jest Graz. Po drodze mijamy urokliwe kawiarenki, które wyglądają już bardzo świątecznie i trafiamy na pierwszy Jarmark Bożonarodzeniowy. Poza goframi, preclami i innymi słodkościami można tam spróbować glühwein, czyli grzanego wina. Zapach jest niesamowity!









Zakupowe szaleństwo ogarnia nas w niewielkim sklepie z czekoladą, który znajduje się nieopodal mostu Mursteg, który prowadzi do nietypowo wyglądającego muzeum - Kunsthaus Graz. Sama nie wiem z czym kojarzy mi się ten budynek. Z łodzią podwodną? Z ośmiornicą? A może z UFO?
W czekoladowym królestwie spędzamy trochę czasu. Ciężko się zdecydować. Czekolada z solonymi orzeszkami? Z jagodami goji? A może z wódką?





Nad samą Murą trafiamy na kolejne budki z cukrową watą, naleśnikami i pierniczkami. Życie jest piękne! :)
Podziwiamy z bliska dziwne muzeum i po raz drugi przecinamy rzekę, tym razem przechodząc przez Grazer Murinsel, czyli "wyspę", a raczej dryfującą platformę (gdzie znajduje się też kawiarnia), która również pełni funkcję mostu.





Udajemy się w kierunku przepięknego ratusza, po drodze zatrzymując się na kolejne zakupy, tym razem w królestwie żelek Haribo. Wychodzimy stamtąd już tak obładowani i głodni, że nie pozostaje nam nic innego jak zjedzenie jakiegoś porządnego obiadu.



Docieramy na Jakominiplatz, jeden z głównych placów pod względem komunikacyjnym w tym mieście. Udajemy się do Die Bausatzlokale, knajpki, która mieści się na najwyższym piętrze centrum handlowego. Ludzi jest mnóstwo, ale na szczęście udaje się znaleźć jakiś wolny stolik dla naszej sześcioosobowej ekipy. Jedzenie zamawia się poprzez zakreślenie tego, co chcemy zamówić na specjalnie do tego przygotowanych kartkach. Każdy kolor oznacza inny typ dania, np. burgera albo makaronową zapiekankę. Jestem taka głodna, że decyduję się na burgera Bausatz z kotletem (Schnitzel Burger), serem Emmentaler, pomidorem, rukolą i majonezem. I oczywiście z frytkami, jak szaleć to szaleć! Reszta decyduje się na Pfandl Bausatz czyli zapiekankę z warzywami, mięsem, serem i specjalnym rodzajem makaronowych kluseczek (?). Do tego oczywiście piwo Puntigamer!

Uczta jest przednia - pałaszujemy tak, że aż nam się uszy trzęsą. Do tego jeszcze cudowny widok na Jakominiplatz. Powoli robi się ciemno i zapalają się wszystkie światła na placu. Jest tak pięknie!

Die Bausatzlokale
Jakominiplatz 14
Graz

Schnitzel Burger i frytki - 5,50 euro
Pfandl - w zależności od rozmiaru - od 3,30 do 6,80 euro






Po kolacji wracamy do domu podziwiając miasto wieczorową porą. Po poprzedniej nocy w podróży musimy wypocząć i nabrać sił na kolejny dzień w tym urokliwym mieście.



0 komentarze:

Prześlij komentarz