One night in Rome

Pisałam ostatnio o naszej piątkowej wyprawie do Tivoli.
Około 19, po ponad godzinie jazdy autobusem, wracamy do Rzymu. Z dworca Ponte Mammolo udajemy się bezpośrednio do domu, żeby się nieco odświeżyć, a następnie wyruszyć na nocne zwiedzanie miasta.

W domu czeka na nas niespodzianka - D. i jej mąż przygotowali dla nas pyszną kolację. Na stole jest aromatyczny makaron z mulami, sałatka z pomidorami i tuńczykiem, domowe pieczywo, pikantny włoski ser, melon, ananas, wino... Niebo w gębie!

Posiłek mija nam w bardzo miłej atmosferze.
Najedzone i trochę zmęczone powoli wyruszamy na tramwaj. Jest już koło 22, ale w Rzymie wieczór dopiero się o tej porze zaczyna. Z resztą jest piątek - a w piątki wszędzie pełno włóczącej się młodzieży, zakochanych par, turystów i miejscowych. Każdy chce się napić wina, zjeść kolację w urokliwej ristorante, porozmawiać z przyjaciółmi, potańczyć...


Jedziemy najpierw posiedzieć trochę pod Koloseum, poczuć się po raz kolejny jak w filmie "Rzymskie wakacje". O tej porze jest tam o wiele spokojniej. Ktoś gra na gitarze, ktoś śpiewa. Grupa młodych ludzi siedzi na trawie, pali papierosy i głośno rozmawia. Turystów i budek z pamiątkami jest znacznie mniej i dlatego o tej porze Koloseum podoba mi się bardziej. Budynek wiele zyskuje tracąc tych wszystkich ludzi, krążących wokół niego z aparatami fotograficznymi w ciągu dnia.


Spod Koloseum udajemy się metrem w kierunku Zatybrza. Wysiadamy na stacji Piramide, bo na mapie wygląda to tak, jakby ta stacja miała znajdować się zaraz przy rzece Tybr. Niestety tak nie jest. Na domiar złego, miły chłopak, którego pytamy o drogę kieruje nas w złą stronę... Na szczęście mamy ze sobą dokładniejszą mapę i po dłuższym spacerze, okraszonym wieloma zwrotami z łaciny kuchennej, w końcu docieramy do celu.

Metro nocą

Warto było iść taki kawał ciemnymi uliczkami! Deptak Lungotevere to jedno z najbardziej klimatycznych miejsc w Rzymie. Przynajmniej w ciepły, wrześniowy wieczór. A raczej noc. Kiedy tam docieramy zegar na kościele wybija północ.

Deptak nad Tybrem to rząd białych namiotów - pubów, barów, stoisk z jedzeniem, sklepików z pamiątkami a nawet miejsc, w których możecie wesprzeć zwierzaki ze schroniska. Są też bardziej "wypasione" restauracje, bar z muzyką na żywo, namiot z papierosami, toalety... Wszystko!

Siadamy przy drewnianym stoliku w jednym z lokali nad samym Tybrem. Deszcz zaczyna lekko kropić. Zamawiamy piwo i wraz z innymi chowamy się pod dużym parasolem. Po kilku chwilach deszcz i wiatr ustają, a my wyruszamy dalej chłonąć atmosferę nocnego życia w Rzymie.

Już blisko...


Cudownie!





Widok z mostu wiodącego na Zatybrze jest niesamowity.
Stoimy tam dobre kilkanaście minut. Mimo zmęczenia czuję się naprawdę szczęśliwa.


Znalazłam moje miejsce na Ziemi :)





Krążymy znów po wąskich uliczkach Zatybrza. W piątkową noc jest tu naprawdę tłoczno!
Ciężko jest mi opisać klimat tego wieczoru. Jest cudownie. Pachnie latem, pizzą, winem. Słyszę rozmowy, śmiech, muzykę, brzdęk sztućców. Czuję się jakbym naprawdę grała w jakimś filmie albo była w zupełnie innym świecie.

Dochodzimy do Piazza di Santa Rufina i tam w jednym z małych barów zamawiamy Spritz Aperol, popularny we Włoszech drink. Knajpka jest naprawdę niewielka, siedzi przed nią grupa młodzieży i kilku mężczyzn. Spędzamy tam jakąś godzinę, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Koło 1 (co jest dla nas niemałym szokiem!) musimy już niestety opuścić lokal, bo kelner chce zamykać. W Rzymie jest wiele miejsc, które zamykają się już koło 1-2 w nocy, mimo, że ludzi wciąż jest sporo. Chyba wszyscy przenoszą się później do klubów. Albo idą spać :)

Di Stefano Casa & CO
Piazza Santa Maria Rufina 13
Trastevere
ROMA

Spritz Aperol: 4 euro


Przenosimy się do Chakra Cafe, kilka kroków dalej. Zamawiamy jeszcze po lampce czerwonego, wytrawnego wina i siadamy w środku. Barman informuje nas, że również niedługo zamykają. Zmęczenie daje się nam we znaki więc może to i lepiej. Musimy jeszcze wrócić na Plac Wenecki i stamtąd do domu. Chakra Cafe trochę przypomina mi krakowską Świętą Krowę albo Budda Bar - bardzo przyjemne klimaty na nocne rozmowy przy winie.


W drodze na Plac Wenecki zahaczamy jeszcze o Irish pub, w którym trwa prawdziwe, irlandzkie wesele. Inni goście z pubu dołączyli do pary młodej i weselników i w całej knajpie zabawa trwa w najlepsze. Niestety za kilka minut odjeżdża nasz nocny autobus. Na pocieszenie kupujemy sobie lody (godzina na rachunku to 2:50 w nocy - ciąg dalszy rzymskiej diety-cud...) i wyruszamy do domu. Jak już wcześniej pisałam podróż nocnymi autobusami trwa dłużej niż dziennymi, więc w naszych łóżkach leżymy dopiero po 4.

To był długi i męczący dzień. Pełen wrażeń, dobrego jedzenia i pięknych widoków.
Mimo zmęczenia, nie zamieniłabym tego dnia na nic innego.

0 komentarze:

Prześlij komentarz