Meksykańska kolacja w Alebriche

Buenos días!

Na Karmelickiej jestem prawie codziennie. Początkiem lata, któregoś upalnego dnia, mój wzrok przyciągnął fioletowy szyld Restauracja Alebriche. Nie wiem dlaczego, ale nazwa skojarzyła mi się z kuchnią austriacką :) Ciekawość nie dawała mi spokoju, przestudiowałam więc menu i moje wątpliwości zostały rozwiane. Alebriche to restauracja meksykańska.

Przez pół roku prawie codziennie mijałam tą knajpkę, idąc gdzieś w pośpiechu i obiecując sobie, że następnym razem tam wstąpię. W końcu nadszedł ten dzień.

Sobotnie popołudnie, zapada zmrok. Autobus wlecze się niemiłosiernie. Znowu się spóźnię! Plac Inwalidów, wysiadam. Biegnę przez przejście dla pieszych, zielony ludzik na sygnalizatorze za chwilę zniknie. Próbuję dodzwonić się do Natalii, ale "abonent czasowo niedostępny". Świetnie...
Widzę ją z daleka, rozmawia przez telefon. Uff, nie spóźniłam się aż tak bardzo!

Wchodzimy do środka. Niewielkie stoliki, kolorowe ściany, mnóstwo fotografii... Pod sufitem wisi Piñata, to znaczy kula w kolorach tęczy, wypełniona (chyba?) słodyczami. Pamiętam, że w dzieciństwie miałam książkę o tradycjach świątecznych na całym świecie, Piñata była tam dość szczegółowo opisana. Dzięki temu wiem do czego ta kolorowa kula ma służyć :)

Zajmujemy stolik w drugiej sali, bliżej kuchni. Bardzo Miły Pan wręcza nam menu. Natalia przeprowadziła mały wywiad z koleżanką, która często bywa w Alebriche. Została dobrze poinformowana o tym, czego koniecznie musimy spróbować. Przyznaję się bez bicia, że to mój pierwszy raz w restauracji meksykańskiej, jestem kompletnie zielona w tym temacie. Podzielimy się tostadas, zupą aztecką i kurczakiem w czerwonym sosie "mole". Do tego piwo (dla zachowania polskiego akcentu). Brzmi nieźle!

Na pierwszy ogień idzie zupa aztecka, na bazie pomidorów, ze smażoną tortillą, serem i śmietaną. Bardzo pikantna i gorąca, pachnie kukurydzą. Jest smaczna i sycąca. Danie główne, kurczak w sosie "mole", jest owiane tajemnicą. Wygląda interesująco. Nie mam pojęcia co wchodzi w skład sosu "mole". W menu przeczytałam, że zawiera ponad 30 składników, w tym kakao i paprykę. Intrygujące...
Sos naprawdę pachnie czekoladą. Na początku jest słodki, później staje się gorzki. Świetnie smakuje z ryżem z kukurydzą i zielonym groszkiem. Czuć kakao, paprykę, chili, cynamon... Kurczak jest smaczny, niestety trochę suchy. Mimo to, danie jest bardzo dobre i godne polecenia.
Na końcu bierzemy się za to, co powinnyśmy były zjeść na samym początku - za przystawkę. Pałaszujemy tostadas czyli dwie niewielkie tortille smażone z fasolą, kurczakiem, sałatą, serem i śmietaną. Zdecydowanie to danie zostaje moim faworytem!
 
Po kolacji Bardzo Miły Pan podchodzi do nas i pyta o coś, ale no hablo español, zrozumiałam jedynie słowo "sombrero". Na szczęście Natalia zna hiszpański - po krótkiej pogawędce wszyscy robimy sobie zdjęcia w meksykańskim sombrero :)

Najedzone i zadowolone niechętnie opuszczamy Alebriche. Smaczne jedzenie, domowa, przyjazna atmosfera, bardzo miła obsługa, lokalna muzyka, dużo książek i kolorowych bibelotów. Gdyby moja mama/babcia pochodziła z Meksyku to zapewne tak smakowałyby jej potrawy. Pierwsze spotkanie z kuchnią meksykańską uważam za udane - na pewno jeszcze tu wrócę, na deser!

Zupa aztecka: 12 zł
Kurczak w czerwonym sosie "mole": 13 zł
Tostadas: 13 zł 
Wszystkie dania spożyłyśmy "na spółkę", najadłyśmy się.
Piwo Warka 0,5 l: 8 zł

Restauracja Alebriche
ul. Karmelicka 56
Kraków


















1 komentarz:

  1. apetyczny ten kurczak w "molach" na pewno skuszę się na niego w tej meksykańskiej restauracji

    OdpowiedzUsuń