Ciao Milano!

CZWARTEK - WYJEŻDŻAMY!!!

W końcu nadszedł ten dzień. Długo wyczekiwany czwartek.
Nawet pakowanie walizek, za którym normalnie nie przepadam, w tym momencie wydaje się być jedną z najprzyjemniejszych czynności pod słońcem. Bo już niedługo, już za chwilę będę w słonecznej Italii!

Katowice. Szybka kawa. Odprawa (znów mam buty na koturnie i znów muszę je ściągać). Przepiękne Alpy. I już Bergamo, zapadające w błogi sen wieczorową porą.

Oglądanie Alp skąpanych w promieniach zachodzącego słońca przez to maleńkie okienko w samolocie to naprawdę magiczny widok.

Lotnisko Orio al Serio jest niewielkie, więc nie sposób jest się tam zgubić. Bilety na autobus do Mediolanu można zakupić w kasie biletowej - napis "Biglietti"/"Tickets" rzuca się od razu w oczy. Bilet w dwie strony kosztuje 9 euro, pan w okienku częstuje nas rozkładem jazdy i mówi, że można wsiąść do autobusu o dowolnej porze. Podaję na wszelki wypadek link do strony internetowej: http://www.orioshuttle.com/
Wychodzimy z lotniska i tam czekają na nas autobusy. Niektóre odjeżdżają do Bergamo, niektóre do Malpensy, jednak najwięcej busów jeździ do Mediolanu. Kierowcy są bardzo mili,trochę jeszcze łamanym włoskim ucinam sobie z nimi krótką pogawędkę.

Godzinę później jesteśmy już w Mediolanie, na Piazza Luigi di Savoia. Nasz hotel znajduje się przy stacji Loreto - to druga stacja metra od Centrale F.S (w podziemiach Dworca Głównego). Bilety na metro kupujemy w automacie - 48h za 8,25 euro. Stacje są dobrze opisane, ale żeby się nie zgubić warto zaopatrzyć się w mapkę. Dla początkujących podróżników - trzeba dokładnie sprawdzić, w stronę której ulicy należy się kierować przy wyjściu. My poszliśmy "za tłumem" i zamiast wyjść przy samym rondzie Loreto, wyszliśmy jakieś 10 minut drogi pieszo od ronda, na Piazza Argentina. Późnym wieczorem wszystko w zasięgu wzroku było już zamknięte i McDonald's uratował nam życie.

Po dotarciu do hotelu praktycznie od razu wskakujemy do łóżek. UWAGA - w lipcu koniecznie zabierzcie ze sobą środek przeciwko komarom! Inaczej nie zaśniecie. Ja coś o tym wiem.




PIĄTEK - DZIEŃ PIERWSZY

Pobudka! Po szybkim śniadaniu (croissanty!!!) i kawie wyruszamy odkrywać miasto. Zaczynamy od spaceru Corso Buenos Aires. Ile tam jest sklepów! Istny raj dla fanów zakupów. Co więcej, początkiem lipca wszędzie można zobaczyć napis "Saldi" czyli wyprzedaże. Wzdłuż całej ulicy wiszą flagi wszystkich państw, które biorą udział w tegorocznym Mundialu. Jest pochmurno, ale bardzo ciepło. Żeby trochę wypocząć skręcamy do parku Giardini Pubblici, jednego z najstarszych parków w mieście. Wielu Włochów uprawia tam jogging, wschodnie sztuki walki, jogę albo najzwyczajniej spaceruje. W dużym i dość mocno zanieczyszczonym mieście takie miejsca cieszą się ogromną popularnością.






Po krótkim odpoczynku w parku przecinamy Piazza Cavour i wąskimi uliczkami kierujemy się w stronę Piazza del Duomo, zobaczyć słynną katedrę. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a w Mediolanie wszystkie drogi prowadzą na Piazza del Duomo. Przy okazji można natrafić na przepiękne kościoły, urokliwe kamieniczki i maleńkie kawiarenki. Popularne w Krakowie rowery miejskie na tej samej zasadzie działają w Mediolanie - jeżeli lubicie podróżować na dwóch kołach: Comune di Milano - stronka po włosku







Klucząc urokliwymi uliczkami, zastawionymi rowerami, motorami i skuterami i pełnymi ekskluzywnych butików, nabieramy ochoty na drugie śniadanie. Typowo włoska kawiarnia ze stolikami wystawionymi na środku chodnika wydaje się być idealna. Kelner pojawia się w mgnieniu oka, jak większość Włochów jest bardzo energiczny. No i oczywiście niezmiernie miły. Zamawiamy cappuccino i dwie kawy americano z mlekiem. Do tego croissanty, które uwielbiam. Jeden z czekoladą, jeden z kremem waniliowym i jeden klasyczny.

Sala dei Longobardi
via San Paolo 23
Milano

americano - 2,50 euro
cappuccino - 3 euro
3 croissanty - 4,50 euro w sumie



Najedzeni wyruszamy dalej. Okazuje się, że z naszej kawiarenki wychodzimy wprost na Corso Vittorio Emanuele II i na Piazza del Duomo. Jeszcze kilka minut temu jedliśmy drugie śniadanie w spokojnej uliczce, w towarzystwie elegancko ubranych panów, którzy prawdopodobnie zmierzali do pracy, a teraz znajdujemy się w dzikim tłumie ludzi z różnych krajów pod samą katedrą. Naczytałam się w przewodnikach, że Duomo jest przereklamowana, że Mediolan ma warstwy jak cebula i nie samym Duomo człowiek żyje (bla, bla, bla...) ale jej widok zapiera dech w piersiach. Naprawdę.
O samej katedrze napiszę więcej w kolejnym poście - zwiedziliśmy ją drugiego dnia.

Galleria Vittorio Emanuele II to kolejne miejsce świadczące o tym, że Mediolan jest stolicą mody. Ekskluzywny pasaż łączy ze sobą Piazza del Duomo i Piazza La Scala - plac, przy którym znajduje się słynna La Scala.
W pasażu przykrytym kopulastym, szklanym dachem znajdują się butiki znanych projektantów i wytworne kafejki. Podobno można tam też spotkać osoby z pierwszych stron gazet (ja nie spotkałam). Na środku galerii znajduje się mozaika w kształcie koła. Byk, który symbolizuje Turyn cieszy się największym zainteresowaniem - aby mieć szczęście należy przydeptać jego jądra.








Przecinamy Piazza del Duomo i kierujemy się w stronę Via G.Marconi. Kluczymy urokliwymi uliczkami przez jakiś czas, a kiedy natrafiamy na supermarket Billa (w centrum miasta naprawdę trudno jest znaleźć jakikolwiek większy sklep spożywczy!) zaopatrujemy się tam w chłodne napoje i coś w rodzaju focacci z różnymi dodatkami. Spory kawałek kosztuje niewiele ponad 2 euro. Pałaszujemy nasz lunch na schodkach małego kościółka, wraz z kilkoma innymi osobami, które wpadły na ten sam pomysł i naprawdę zaczynamy chłonąć atmosferę miasta. Właśnie w takich momentach czuję, że życie jest piękne.






Zaczepia nas bardzo miły pan z Polski - jest na spacerze ze swoim kilkuletnim synkiem. Widział, że szukaliśmy czegoś na mapie i poradził nam wybrać się do Bazyliki Świętego Ambrożego.
Bazylika naprawdę jest przepiękna i warto się tam udać - serdecznie dziękujemy temu panu!
Należy pamiętać, że kościół jest zamknięty między 12.00 a 14.30.




Z Bazyliki wracamy już do hotelu, na krótki odpoczynek. Pod koniec upalnego dnia Mediolan nawiedza potężna burza.




W związku z Mundialem w wielu knajpkach wyświetlane są mecze. Wskakujemy w metro i udajemy się do dzielnic Ticinese i Naviglia żeby obejrzeć mecz i zaznajomić się ze słynnym mediolańskim aperitivo. Większość barów między 17-22 (czasem później) praktykuje Happy Hours, które różnią się od tych w Polsce. W Mediolanie wchodzisz do baru, płacisz 7-10 euro (czasem można znaleźć knajpkę, w której płaci się mniej!), wybierasz dowolnego drinka z karty (może być też piwo/wino) i możesz do woli korzystać z przygotowanego w lokalu bufetu. Raj na ziemi!!!

Wysiadamy na stacji Porta Genova F.S. Burza trwa i strasznie leje. Oczywiście dalej jest duszno i gorąco, ale takie już są uroki tego miasta. Kierujemy się do baru Spritz Navigli przy Ripa di Porta Ticinese. Znalazłam to miejsce na jakimś forum albo blogu, już nie pamiętam. W środku tłoczno. Miły kelner (kolejny Bardzo Miły Pan) znajduje jednak dla nas trzyosobowy stolik, tuż pod samym telewizorem. Mecz już się zaczął! Wybieramy drinki (Cuba Libre, Martini Sbagliato i... nie pamiętam :)) i udajemy się do bufetu. A tam same pyszności: gigantyczny słoik Nutelli, ciastka i ciasteczka, owoce, warzywa, sałatki, pizze, makarony... I już po chwili z radością pałaszujemy naszą kolację oglądając mecz.

Knajpka jest świetna, rezerwujemy więc stolik na następny wieczór (znowu mecz!).

Spritz Navigli
Ripa di Porta Ticinese 9
Milano

Za 30 euro trzy osoby wypiły po drinku i najadły się za wszystkie czasy





Dzielnice Ticinese i Naviglia są naprawdę urokliwe. Przypominają mi trochę krakowski Kazimierz. Po meczu i kolacji włóczymy się chwilę po okolicy, a w drodze powrotnej na metro dopychamy się jeszcze lodami z lodziarni Stickhouse.







Wysiadamy dwie stacje wcześniej, na Centrale F.S., bo po sytej kolacji przyda nam się krótki spacer. Przy okazji zwiedzamy jeszcze na spokojnie sam dworzec i jego okolice, m.in. Wieżowiec Pirelli, który powstał w latach 50-tych i jest przykładem nowatorskiej architektury z tamtych czasów.







3 komentarze:

  1. Świetny przewodnik dla wyjeżdżających indywidualnie, czekam na dalsze relacje z pobytu w Mediolanie (zwłaszcza, że wybieram się tam we wrześniu), więc pisz jak najwięcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne zdjęcia. Na pewno jesteś zadowolona z takiej przygody. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za miłe słowa - cieszę się, że mój "przewodnik" może się komuś przydać! Jeżeli macie jakieś pytania to chętnie udzielę Wam odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń